Okazało się, że wszystkie obawy jak zwykle były bezpodstawne. Do Norwegii można w ciągu 3 dni dostać się bez wsiadania na prom, pokład samolotu. Jadąc przez Niemcy, Danię, jej piękne długie mosty, a później już tylko pruć na północ, przez Szwecję. Darmowy powrót promem w 2 osoby też okazuje się możliwy. Nie słyszeliśmy o możliwości wpakowania się legalnie do czyjegoś samochodu i po prostu przepłynięciu bez opłat, ale też nie musieliśmy się bardzo w to zagłębiać. Wspaniały kierowca serbskiego tira zapłacił za moją dziewczynę (a raczej firma w której pracował), a mnie przemycił na górnym łóżku tira, a potem przeszmuglował do kajuty. Trzeba tylko uważać na obsługę i na kamery. Nam się udało, ale kilka tygodni wcześniej jacyś Polacy zainkasowali spory mandacik. Warto było było jednak ryzykować dla obiadu i ciepłej kajuty. No i oczywiście dla kupna piwa w strefie bezcłowej - za złotówki! ;] Generalnie, kierunek północny jest genialny. Byle tylko trafić na pogodę, mieć namiot z twardymi śledziami, trochę czasu i zapał? Nie, zapału dostarczą ludzie, których spotyka się po drodze. Trzeba tylko uważać na problem z wymianą złotówek w Skandynawii no i na łosie. Cały wyjazd, 2 tygodnie w Polsce, Niemczech, Danii, Szwecji i Norwegii (gdzie piwo kosztuje oczywiscie tyle, ile u nas butelka wódki), wyniósł (nie licząc ubezpieczenia, i małej kuchenki turystycznej niecałe 400 zł. Cóż. Można by pisać długo, ale muszę iść planować nastepny wyjazd. :)